Kupilimy wszystko na obiad, zgodnie z życzeniem:
- Ma być taki sam jak wczoraj!- z piekarnika znaczy. No więc nie tylko kupili, dowieźli i wypakowali pod domem, wnieść zechcieli, domofon nacisnęli i usłyszeli głuchą ciszę. Pstryk, pstryk, zero reakcji. Niezrażeni, telefonik wyjęli, brzdęknęli do sąsiadki z parteru, coby drzwi raczyła uchylić, bo kluczyka nie mieli. Awaria prądu trwała od pół godziny. Nie szkodzi, ziemniaczki obrane, mięsko doprawione, wszystko na blachę, trochę tłuszczu i czekamy. Pachniało już na surowo, pachniało i pachniało...a prądu ni ma. Zadzwonili, upewnili się, że dwie godzinki, to maksymalny czas potrzebny na usunięcie awarii, znaczy jeszcze te 40 minut można poczekać- mruknęli, zagryzając paluszki. Najpierw do kuchni zajrzał Młody, nie tam, żeby nie rozumiał powagi sytuacji, paluszka skubnął, lodówkę otworzył a z blachy pachnie. Czekamy, czy robić na patelni? - Eee, czekamy... -tęskne spojrzenie poleciało w stronę jedzenia.
No to czekali, czekali...jak zobaczyli szarówkę za oknem, to ona jednak się poddała i szybko zaadoptowała dwie patelnie do celów kulinarnych, z jęzorem do pasa, z głodu jakby. Tego zapachu nie zdzierżyła żadna istota domowa, smakowity był znaczy! Za chwilę w kuchni zawitali i On i Młody, tudzież kot i pies :) Rybki zapewne jakby mogły, przytachałyby akwarium na grzbietach, jedno i drugie...Może, to nie miało kruchości jak z piekarnika, może ziemniaczki inaczej się dopiekły, może tłuszczu to więcej naciągnęło, niż się wytopiło, ale po półtorej godzinie czekania, plus wykonanie oczywiście, smakowało niebiańsko!
Na koniec pytanie.
-Ile trwa usuwanie niewielkiej awarii prądu, w dużym europejskim mieście?
Czysto teoretycznie- wg pogotowia energetycznego- do dwóch godzin, w praktyce od 16.00 do 02.46 w nocy- a w zasadzie nad ranem- dnia następnego. Najbardziej współczuję ekipie. Sobie i sąsiadom współczuć będę jak przyjdzie zima, bo jeszcze póki co bez ogrzewania można się obyć!
przyznam, że byłabym w kropce bo także patelnia potrzebuje prądu. Mam płytę indukcyjną. Inna rzecz, że nigdy nie zażyło mi się bym z tego powodu miała kłopot z ugotowaniem np. obiadu. To się nazywa szczęście;)
OdpowiedzUsuńwiesz u mnie w takim wypadku najpierw trzeba się dodzwonić żeby zgłosić awarię, no a potem to najgorsze czekanie, ostatnio jak byłą awaria czekałam prawie 3 dni, w zimie, nie pytaj jak było :-)
OdpowiedzUsuńIva a ja widząc,że częste tu awarie, mam butlę z gazem. Wszyscy sąsiedzi też, choć każdy z nas miał na płytę indukcyjna chętkę. Bez gazu nawet herbaty się nie napijesz!
OdpowiedzUsuńFire dodzwonienie się to u nas też spora sztuka, ten fragment pominęłam :)
3 dni?! W zimie?! U nas też piec uzależniony od prądu. Wolę nie pytać!
bez prądu jak bez ręki;)
OdpowiedzUsuńczłowiek zaczyna się po domu obijać...młodzież za książkę się złapie...czasami jest z takiej awarii korzyść...a i przyrost naturalny większy;))
Haha Edzia, fakt młodzież za książkę złapała.... :))))
OdpowiedzUsuńTak pryzwykliśmy do "normalności", ze braki tego typu czasami w zdumienie wprowadzają. Tak, jak ojego tescia, ktory mial wizyte u lekarza, prąd na 2 godziny odcieli, a on nie mógl drzwi do garazu uruchomić i.... kaszana. nawet mu przez mysl nie przeszlo, kiedy zawiadamiali o problemie z energią, ze trzeba samochód wystawić:))
OdpowiedzUsuńNie ma to jak kuchnia węglowa (p) :)))
Najważniejsza jest umiejętność radzenia sobie w okolicznościach niesprzyjających:D
OdpowiedzUsuńW europejskich dużych miastach brakuje tylko prądu, a w średnich polskich (też europejskich) tak sobie wyłączają gaz (brak ciepłej wody i gotowania) na 2 miesiące, wodę, bo tak ;) i internet na kilka godzin wyłączą, bo zanim usterkę zlokalizują, a zanim ekipę wyślą, a jeszcze zanim ekipa naprawi... ;)
OdpowiedzUsuńBez prądu człowiek czuje się bezsilny. Przetestowałam to ostatnio na sobie - byłam szczęśliwa. Wszyscy sąsiedzi z piłami, kosiarkami,podkoszarkami, młotami pneumatycznymi, pilarkami i wiertarkami wzieli sobie wolne. W ogrodzie słychac było ptaki:)
OdpowiedzUsuńO rany, u nas na ulicy też zdarzają się takie wielogodzinne awarie, bo instalacja stara i bywa, że coś się skiepści.
OdpowiedzUsuńWspółczuję czekania na miskę przy takich zapachach. Dobrze, że jeszcze ma się gaz! :))
o Jeezuuusss! to mi mina zrzedła.. właśnie kupiłam mieszkanie z ogrzewaniem na prąd..... :/
OdpowiedzUsuńNie płacz :), moze w jakimś ucywilizowanym miejscu i awarie tam nie występują! No przynajmniej często nie występują!
OdpowiedzUsuńno, niby mam możliwość zainstalowania kominka. pomysł chwilowo upadł, ale chyba zostanie reaktywowany z uwagi na powyższe okoliczności :D
OdpowiedzUsuń