2013/02/18

Wirtualnie...nie żartujcie:)

Bo miało być tak. Po pracy miałam pojechać do sklepu (nuuuda), do zwierzyny (nakarmić, przytulić, wyprowadzić) i potem zaraz frunąć na przystanek po Edzię. Pierwszy przystanek za mostem Osobowickim. No i stamtąd już razem z nią do domu. W zasadzie plan wypalił. Punkt pierwszy, drugi i trzeci do momentu podjechać i zaczekać. Czekam, jeden tramwaj, drugi....trzeci. Myślę sobie coś nie tak, no bo jakże to? Czy ja jej mówiłam "za Osobowckim"? Matko jedyna nie odbiera. Jak zostawiła telefon w domu to będę jej szukać jak tego wiatru w polu. I nagle dzwonek: Aga, bo ja wysiadłam za mostem...ale chyba nie za tym co trzeba. :D Lubię tak, bo jest przygoda. No więc ruszam w stronę następnego mostu, wprawdzie nie w promieniach zachodzącego słońca, ale co tam zima w końcu, ma prawo być ciemno. Matko jedyna nie mam się gdzie zatrzymać, no to trudno, pierwsze spotkanie po 10 latach (?) znajomości w sieci wymaga poświęceń, blokuję więc przynajmniej cztery samochody na parkingu i bardzo wąski wyjazd spod bloku i zasuwam, życząc sobie,żeby w ferworze przygód na dzisiejszy wieczór zaraz połowa tych bloków nie poczuła nagłej potrzeby wyjazdu na zakupy. Lecę na przystanek i już z daleka widzę kapelusz, który znam doskonale ....z bloga i innych tam fejsbuków. Eeeeedzia, Eeeeedzia, choooodź! I tak własnie poznałam Edzię, od samego początku uchachane po same uszy szybko odblokowałyśmy biednych mieszkańców. I źle napisałam nie "poznałam", raczej spotkałam w tak zwanym realu, bo od pierwszej chwili było tak jakbym ją znała przynajmniej od przedszkola . A potem to już nam się buzie nie zamykały...a na sam koniec poznałam Reksia. I niech mi ktoś powie, że wirtualne znajomości są nieprawdziwe. A w ogóle to Edzia wygląda jak dziewczynka i jestem od niej ze dwie głowy większa:). I tak naładowana pozytywną energią postanowiłam własnie, że Wam to po miesiącu opiszę. Zresztą pewnie też ją znacie, zdjęcie bezczelnie ukradłam z jej bloga

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails