2009/12/28

Naszej podróży ciąg dalszy.....

Jak już wiecie jedziemy dalej, wkraczając powoli na tereny górskie. Wydaje Wam się, że nasze góry piękne? Rumuńskie Karpaty są imponujące!


Droga wiła się coraz bardziej, tworząc wymyślne serpentyny, droga na dwa samochody jadące w przeciwnych kierunkach, alternatywy do objazdów brak. Zaliczamy parking górski, gdzie zaprzyjaźniamy się z okolicznym psiurami. Matko jak ja uwielbiam psy. Zazwyczaj idą do mnie bez wahania, ale na parkingu był szczeniak,który zaufał tylko Młodemu.Widoki coraz piękniejsze. Jedziemy sobie spokojnie, mijając gdzieniegdzie drewniane mosty, po których przemykają Tiry pędzące tranzytem przez Rumunię! Jedziemy i jesteśmy zadowoleni z życia, gdyż te 700 km z okładem od granicy do granicy postanowiliśmy "zaliczyć" w kilkanaście godzin góra, nie licząc oczywiście przerwy na odpoczynek w motelu. Taaak, nie ma tak dobrze, wprawdzie zamek Draculi nam nie po drodze, ale jakieś przekleństwo chyba dociera na tereny po których się poruszamy. Nagle sznur samochodów przed nami zaczął jakby przyhamowywać, stawać jakby i nic a nic się nie ruszać. Z naprzeciwka też ruch wszelki zanikł, ale nijak zawrócić, bo innej drogi nie ma. No to stajemy.....15 minut, pół godziny, dołączamy do grupy podobnie jak my uwięzionych turystów, nikt nic nie wie. Dzwonimy nawet po informację do polskiej ambasady, gdzieś po godzinie czy półtorej,ale nikt nie potrafi nam nic powiedzieć, na temat megakorka na głównej drodze krajowej. W końcu po jakimś czasie pojawia się kilka samochodów jadących z przeciwnego kierunku. Tir pędzący serpentynką, wypadł z trasy, a właściwie jego druga przyczepa wisi nad przepaścią. Ratują towar, czekają na dźwig, aby kolosa wydobyć. Noooo, postój nie jest wart opisywania, suma sumarum zastała nas kolejna noc w Rumunii,granicę osiągnęliśmy dopiero po ponad dobie podróży, nie licząc tych 2-3 godzin pobytu wiecie gdzie! Dojazd do granicy również pokręcony, generalnie oznakowanie do poprawy, na całej trasie. To największe znaki jakie udało mi się dojrzeć. Nigdy nad drogą, zawsze gdzieś na jakimś budynku. Reszta była wielkości tabliczki "droga ewakuacyjna" i trzeba było niezwykłych umiejętności, żeby je wypatrzeć.

W końcu podjechaliśmy do granicy Bułgarskiej. I tutaj przeżyliśmy chwilę grozy, pogranicznik stwierdził, że dowód mojego kochanie jest już nieważny, bo to nie powinna być zielona książeczka tylko kawałek plastiku. Skubany widział taki u naszych rodaków :), a my specjalnie nie zmienialiśmy ważnych ciągle dowodów, bo byliśmy na etapie przemeldowania się po przeprowadzce! No i masz ci los, nie wpuści służbista cholerny.Ile nas kosztowało uśmiechów i tłumaczeń, że to ważny dowód to nasze!!! Uffff !!!! Uwierzył :)
Pytacie czy podobała mi się Bułgaria?
Parę miejsc było magicznych,ale to oddzielna historia. Próbka magii tutaj :)

Ale, ale przecież to nie koniec! Musieliśmy jeszcze wrócić z naszych wakacji!
Śmignęliśmy sobie przez Bułgarię bez większych przygód i co napiszę szczerze, ja bez większego zachwytu i wkroczyliśmy z powrotem na Rumuńską ziemię. Cud, stał się cud! Jechaliśmy za dnia, jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy!!!

Po drodze minęliśmy piękny kurort górski z gorącymi źródłami, imponujący doprawdy. Generalnie Rumunia okazała się całkiem,całkiem.... mamy już niewiele do granicy z bratankami, no kilkadziesiąt kilometrów może, gdy nagle deja vu. Samochody przed nami stają, my też, za nami rośnie imponujący korek. Moi panowie wychodzą, żeby zorientować się w sytuacji, ja zostaję z Młodym w samochodzie i nagle widzę, ze on płacze. No wybaczcie 15-latek nie płacze rzewnymi łzami, bez powodu, tylko dlatego, że mamy korek! Pytam co się dzieje, strasznie boli brzuch, dotykam głowy, piecyk elektryczny. Wyskakuję po apteczkę, termometr. 39,5! No pięknie! Brzuch boli nieziemsko, a tu wypadek. Reszta rodziny wraca, zastanawiamy się co robić, samochody powoli ruszają, co za szczęście, dopaść najbliższą miejscowość. Jest! Szpitala brak, lekarza brak, pędzimy dalej przerażeni nieziemsko. Arad! Tak, nazwa którą widzę non stop na budowach dla mnie jest tylko i aż Rumuńskim miastem. Każdego przechodnia pytamy o szpital, który w końcu udaje nam się odnaleźć. Dziecięcy, wpadam do środka, jest coś w rodzaju poradni przyszpitalnej, łapię pielęgniarza, pokrótce wyłuszczam mu sprawę. Angielski nieużywany dłuższy czas, przypominam sobie w tempie błyskawicznym, Młody zwinięty w kłębek już ledwo siedzi.O staniu już nawet nie ma mowy. I staje się cud. Człowiek opiekuje się nami, wzywa lekarza, M jest przyjęty zaraz po wyjściu pacjenta, który był aktualnie badany. Badania, wyniki, kroplówka.To co, że na kozetce ślady krwi(?), igła świeżo rozpakowana, to jeszcze zarejestrowałam. Czekamy na wyniki w kolejnym pokoju, lekarka obok, Młody pod kroplówką, na szczęście nie wygląda to na ostry brzuch. Przeciwbóle robią swoje, powoli odpuszczają skurcze. Jest wynik! Ostra angina, gardło zawalone, bóle brzucha-przecież u mojego syna to normalne. Najlepsze było to, że nikt nie pytał o NFZ, ubezpieczenie, chociaż migałam nim przed nosem lekarza. Wszystko odbyło się bez eurobiurokracji, recepty dostaliśmy legalnie, kroplówka została jakoś rozpisana, gorączka troszkę obniżona. Z mnóstwem zaleceń po 3 może nawet 4 godzinach opuściliśmy szpital, gdzie nikt nie mówił o kontraktach, gdzie ratowano moje dziecko bez zbędnych pytań, bez mówienia o limitach. A zapłaciłam za to lekarce 10 euro. Jeszcze apteka, młody na rozłożonym fotelu, pod kocem, gdzieś w połowie Węgier zmieniał zupełnie mokre ciuchy, a po rumuńskich antybiotykach gorączka minęła jak ręką odjął! Kocham Rumunię!!! :DDDD

Święta spędziłam megamiło na megaobżarstwie z moją rodzinką.
Obdarowani zadowoleni, bo na przypadek nie zdajemy się już od kilku lat, radośnie omijając problem niechcianych prezentów zalegających ciemne czeluści mieszkań i piwnic. Tylko Młodzieniec w tym roku nie potrafił skonkretyzować swoich oczekiwań, co zaowocowało ciuchami i kasiorą, czyli jak sądzę tym co nastolatki lubią najbardziej.
I w kwestii Świąt to by było na tyle.....a o mojej drodze przez Rumunię opowiadałam Wam już kiedyś? Nie? A chcecie posłuchać?
Są tacy ludzie, którzy wyjazd na wakacje potrafią zaklepać na tydzień, przed rozpoczęciem, żeby tam 100 km od domu, w Bułgarii, rzut beretem od Nesebaru, który swoją drogą polecam do zwiedzania. No uwierzcie są tacy i nie chwaląc się to właśnie my :D W zasadzie na upartego do Istambułu nie było już tak daleko. No, to rodzinka sobie wyjazd zaklepała,wielopokoleniowo, my z dzieckiem i mój tatko, pakuje się i oczywiście okazuje się, że moje kochanie ma paszport od trzech lat nieważny. Wyrobić nie zdąży nie ma, nie ma...wiec musimy planować trasę tak aby przez państwa Unii przechodziła:) Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria. Uff da się, no to jedziemy!!! Przez Słowację, tudzież Węgry jechało się całkiem, całkiem, ładnie, miło, czysto. Po dojechaniu na granicę Węgiersko-Rumuńską poczułam się jakby ktoś cofnął czas, zobaczyłam Polskę, którą znam bardziej z opowiadań, troszkę z własnych dziecięcych obserwacji, Polskę ze środka lat 80-tych. Pierwsze co mnie "urzekło" to jawne złodziejstwo, nie wspominając o bardziej panów interesującym ...stwie. Wokół kręciły się grupki ludzi, no delikatnie rzecz ujmując o aparycji i sposobie bycia kibola połączonego z cwaniakowatym cinkciarzem spod Hotelu Wrocław. Nie żebym miała jakieś uprzedzenia, pierwsze wrażenia Wam opisuję.
Czynnością jaką wykonałam, gdy panowie udali się do kantorku w celu wymiany pieniędzy, było zamknięcie drzwi samochodu. Pomyślałam sobie, ze tak czuli się Ci zachodni Niemcy wjeżdżając do naszego kraju te dwadzieścia parę lat temu. Pamiętacie okraść samochód "Szwabowi" to nie było nic złego w naszym mniemaniu, bo oni mieli wszystko, ogólnie rzecz ujmując takie przekonanie w społeczeństwie istniało, choć wielu jak myślę ręki by po cudze nie wyciągnęło, no mi by na pewno do głowy nie przyszło.
No więc wrażenie "cudowne", ale co tam wcale się nie zrażam. Mijamy granicę, zdecydowanie już padnięci, w końcu to nasz trzeci punkt graniczny, a ciemności wokół zapadły zdecydowanie egipskie. Jedziemy więc sobie radośnie, zdecydowanie wolniej, bo stan dróg pożal się Boże (u nas też pożal się Boże, nie oszukujmy się). Co ciekawe zawsze kiedy wracam do kraju i mijam naszą granicę, to Polska wydaje mi się brudna, szara z okropnymi drogami. Dopiero jak już tu pobędę to znajduję miejsca urzekające - ot dygresja taka!
No więc lecimy jedyną czy też jedną z dwóch dróg krajowych Rumunii, ciemno jak za przeproszeniem w ... lesie, późną nocą, oczy kierowcy robią się coraz bardziej wampirze. Ale leeecimyyyy, leeecimy, bo nie ma się gdzie zatrzymać, a przy drodze zwyczajnie się kurcze boimy :))Tuż przed świtem pękamy ....kawałek od drogi widać motel, ekhm MOTEL. No więc zjeżdżamy... a tam za przeproszeniem .... zresztą co będę opisywać, pokażę apartament za kilkadziesiąt euro od osoby!
Bardzo ładny pokój kąpielowy z wc

Sam apartament :)

oraz wyjście z apartamentu do holu

Jeśli myślicie, ze nas to złamało to nic bardziej mylnego. Do dziś wspomnienie wzbudza ogólną wesołość, na kiblu nie siadłam, prysznic wzięłam w klapkach, a łóżko obłożyłam własnym kocykiem i padłam jak pies Pluto! Tak oto poznaliśmy smak raczkującego kapitalizmu, początek być może Hiltonowskiej fortuny.
Kota za to mieli pięknego!

Ranek obudził nas słońcem i nieziemskim upałem. Jako, że jednak w kraju Draculi dnieje pięknie i wampiry niestraszne, w całkiem niezłych humorach wyruszyliśmy w dalszą drogę, kontemplując widoki za oknem

... nie wiedzieliśmy, że Rumunia ma dla nas jeszcze trochę niespodzianek!..CDN....

2009/12/23

Moje pierwsze ......


To moje pierwsze Święta z Wami, tym bardziej jest mi miło życzyć Wam ciepłych, rodzinnych Świąt w zdrowiu i spokojnej atmosferze, przy boku kochanych, życzliwych Wam osób. Pod choinką oczywiście mnóstwa prezentów, na stole samych pyszności i .... do zobaczenia!!!!

Agnieszka

2009/12/17

Przedświąteczne dylematy...




Święta, czas rodzinny, radosny. Pamiętam, kiedy byłam dzieckiem, takim wyznacznikiem,że idą Święta, była dla mnie wielka chęć śpiewania pod nosem, lub nie :) "Stała pod śniegiem panna zielona,
Nikt prócz zająca nie kochał jej
Nadeszły Święta i przyszła do nas!
Zielony gościu, prosimy wejdź".
Ha! Tak, tak zamierzchłe czasy wspominam! Przedszkolno-szczenięco-szkolne.

Pierwsza Gwiazdka z moim synem. Pamiętam ją jak dziś, 7-miesięczny szkrab, w chodziku, jeździł po całym mieszkaniu i uśmiechał się radośnie do kolorowych bombek i światełek. I tak do.... późnej nocy. Nie dało rady go przekupić, wyciszyć i położyć wcześniej, jak to się dzieje w Super Niani :))) Smyk zachwycony, wyspany w ciągu dnia, zasuwał w tym swoim chodziku i robił "Oooooooooo". A mama, cóż przymykała jedno oko na fotelu, drugim pilnie obserwując potomka.

Kolejne Gwiazdki, z Mikołajem, który naprawdę przychodzi w nocy :))), z "psedwójnikami", o których już pisałam tutaj. Mamy maluchów pokażcie Mikołaja swoim dzieciom tutaj

Święta to taki czas, który chcę spędzać z ludźmi życzliwymi, takimi, którym choć trochę na mnie zależy. Dlatego .... nie spędzę go z osobą,która w urodziny mojego dziecka ma umówione wizyty w gabinecie kosmetycznym, a w moje urodziny ma nie wiem co, bo nawet smsa nie uświadczysz. Mam udawać, ze jest rodzinnie, podczas gdy ktoś udaje, ze ja nie istnieję? O niedoczekanie!!!!!


P.S. Makowce własnoręcznie wypieka mój osobisty i zdolny mężczyzna. No dobra, przyznam się , oglądam "Brzydulę" i teraz zaViolettuję sobie: Dacie wiarę?!

2009/12/14

Na ślubie byliśmy...




Mojego brata, wprawdzie nie rodzonego, ale bardzo bliska rodzina. I jak zobaczyłam to zdjęcie, to uznałam,że to najfajniejsze ślubne zdjęcie zbiorowe jakie widziałam. Robiła je moja zakręcona siostra, rodzona Pana Młodego, stojąc na chwiejącej się drabinie :)Prawda,ze jest pozytywne jak nie wiem co?

2009/12/11

Duchy?




Byliście w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym?
My byliśmy przy okazji wypoczynku w Międzyrzeczu, w 2008 roku. Oczywiście nie mogliśmy się tam nie wybrać. Całość wyprawy dokumentowałam aparatem. Było tam miejsce w którym pokazano jak mogły wyglądać podziemne komory, dół- pomieszczenia oficerskie, góra- szpital itd. Aby uwiarygodnić i lepiej pokazać charakter poszczególnych pomieszczeń porozmieszczano tam przedmioty i meble z czasów wojny. Proszę oto zdjęcie takiego miejsca. Po powrocie ze zdziwieniem zobaczyliśmy na nim ludzką nogę, jedną, ubraną w wojskową, wełnianą skarpetę. Najdziwniejsze jest to,że wszyscy widzieliśmy obydwa łóżka, ale żadne z naszej trójki nie widziało w tym miejscu żadnego manekina, a tym bardziej samej nogi. Hmmmmmmmmmmmm...




Swoją drogą samo przebywanie 30 metrów pod ziemią dostarcza niesamowitych przeżyć, jeśli będziecie w tamtych okolicach wybierzcie się koniecznie!!!

Uwaga zaraziłam się od Iw :)

Choruję ...mięśnie bolą, mam leżeć w łóżku i nie roznosić mikrobów. No więc leżę, ale już :
a)nastawiłam pranie
b)rozwiesiłam
c)pościeliłam łóżko
d)byłam z psem ...i kotem
e)sprzątnęłam kuwetę
f)rozmrażam mięso na obiad
g)nakarmiłam rybki
a teraz idę do łóżka i będę się wygrzewać.....
Miłego dnia!!

2009/12/07

Gdzie sypia kicia?

Proszę Państwa na suszarce, takiej wiecie balkonowej, która stoi pod blatem, wpadlibyście na to?


Miło było na nowym bucie Pani, ze względu na duże pudełko

Na swoim ukochanym fotelu

Ostatnio dorwałam go w umywalce :)


Jakość zdjęć telefoniczna niestety, szybciej złapię komórkę niż "odpalę" aparat.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails