2011/07/04

Moje szpitalne wspomnienie...

Późny wieczór, dziecko płacze i pokazuje na bolący brzuszek. Ból jest na tyle silny, że nie pozwala normalnie funkcjonować. Tradycyjne metody nie działają, wymioty, gorączka, ból się nasila.
-Pogotowie, słucham.
-Chciałam wezwać karetkę do syna, 4 lata, skarży się na ostry ból brzucha, nie może wstać, ma gorączkę, płacze i błaga o pomoc.
-Proszę pani nie wysyłamy karetek do tak małych dzieci, proszę wsiąść w samochód i zawieźć dziecko na ostry dyżur na Kamińskiego.
-Jak to nie wysyłacie? Proszę pani jestem sama z dzieckiem, nie mam samochodu, jak pani zdaniem mam w nocy dostać się na ostry dyżur?
- Proszę wziąć taksówkę- prychnięcie w słuchawkę.
--------
-Tato idź szybko do garażu po samochód, musimy jechać z młodym do szpitala!
--------
Ostry dyżur.
Pielęgniarka wzywa lekarza mającego nocny dyżur. Po badaniu ten zaleca przyjęcie do szpitala w trybie natychmiastowym. Dziecko jest cierpiące i nieźle przestraszone, przed podaniem kroplówki trzeba założyć welfron.
-Pani tu zostanie- zła jak diabli, że ją obudzono na nocnym dyżurze pielęgniarka zatrzymuje mnie przed wejściem do pokoju zabiegowego.
-Proszę pani, widzi pani w jakim stanie jest syn, on ma tylko cztery lata, chcę być przy nim, żeby się nie bał.
- Nie, nie może pani wejść!
-Proszę? Pani chyba żartuje- wchodzę mimo jej protestów. Kładę dziecko na kozetce, każą mi się odsunąć. Stoję obok, tuż za ich plecami. Jedna z nich przygotowuje sprzęt, druga kładzie ręką na szyi mojego syna, dociska grdykę, równocześnie starając się unieruchomić na siłę jego lewą rączkę. Żadnego dobrego słowa, nagle słyszę, jak nachylając się na nim syczy:
-Zamknij mordę...



-COŚ TY POWIEDZIAŁA? COŚ TY POWIEDZIAŁA? - tego było za wiele na moje zszargane tej nocy nerwy, doskoczyłam do wrednej i złej, że musi pracować, w takim tempie, że aż uskoczyła w bok.
- To jest jakaś farsa! - wykrzyknęłam biorąc dziecko na ręce. Ma szczęście małpa, ze ważniejszy jest teraz on inaczej chyba bym ją rozszarpała. Z dzieckiem na ręku biegnę przez śpiący szpital, już prawie opuszczam oddział.
-Proszę pani, proszę, nie może pani tak po prostu wyjść, ja już przyjęłam panią na oddział. Halooooo! - krzyczy dyżurna pielęgniarek.
- O nie proszę pani, ja tutaj nie zostawię swojego dziecka.
-W takim razie proszę podpisać oświadczenie.
-Jakie oświadczenie?
-O proszę: Świadoma zagrożenia życia dziecka, na własną prośbę zabieram je....
-Proszę pani, wyjaśnijmy sobie jedno, świadoma to ja będę w momencie, kiedy lekarz mnie uświadomi, a nie pani. Niczego nie podpiszę.
-Nie opuści pani oddziału.
-Proszę wezwać lekarza.
-Nie zrobię tego- farsa trwa.
-Nalegam.
Po półgodzinie przekomarzań przychodzi lekarz. Opisuję mu sytuację, jest przemiły, grzeczny i pełen zrozumienia.
-Proszę pani zagrożenie dla życia nie występuje, ale gdyby coś się działo proszę przyjechać. Wypiszę pani antybiotyk i leki przeciwbólowe oraz najważniejsze elektrolity. To bardzo ważne, aby je uzupełniać, proszę o tym pamiętać. Może pani zabrać dziecko, rozumiem.
Po 2-3 godzinach opuszczam oddział, na który musiałam sama dowieźć cierpiące dziecko, po drodze w nocnej aptece wykupuję leki, zasypiam z synkiem przytulonym do boku. Leki powoli działają.
Wspomnienia wywołane postem PATRYCJI

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails