2010/01/26

Noc zbliża się wielkimi krokami…


 

Ostatnimi czasy ciężko mi się wyspać. Nie, nie cierpię na bezsenność, kładę się wieczorem do łóżka, gaszę wszelkie gadające urządzenia i sięgam po książkę. To czas tylko dla mnie, moja przyjemność.

W końcu, kiedy robię się już śpiąca, przykładam głowę do podusi i odpływam w ramionach Morfeusza do przygód sennych, zazwyczaj sensacyjnych, cóż będę ukrywać. Ze wszystkich snów, które udało mi się zapamiętać powstałby niezły serial.

No i się zaczyna. Koło 23.30-24.00 budzi się do życia nasz kot. Wyspany jest już całkowicie, najchętniej zabawiłby się ze mną swoją ukochaną zabawką. Zaczyna zwiedzanie, meble, stół, doprawdy fascynujący obszar szafki za telewizorem. Czasami miauknie z wyrzutem, który odbieram tak: Jak możesz spać, to najlepszy czas na polowanie!

Kręcę się, więc z nadzieją, że już za chwileczkę padnę na dobre i żadne odgłosy nie będą mi straszne. Ale gdzież tam, on ma właśnie ochotę pobiegać jak szaleniec po schodach. Góra, dół, góra, miau, znowu na dół. Tup tup, nic to, nie zrażam się. Śpię! Bardzo wcześnie, bo po czwartej wstaje P. Nie powiem, nasze mieszkanie to prawie mały domek, na metraż od kilku lat już nie narzekamy, ale w nocy nawet w tak dużym mieszkaniu coś tam jednak usłyszeć można. Ale gdzież tam, nie odgłosy szykowania mi przeszkadzają, zazwyczaj obudzi mnie światło z korytarza, które wlewa się przez niedomknięte drzwi. Nie jest źle, cztery godziny snu już za mną, z mocnym postanowieniem poprawy jakości wypoczynku nocnego powracam w ramiona Morfeusza. Ale, ale…koteczek też się wybudził po wcześniejszej wściekliźnie? No tak, rozżalony, że nikt się nim nie zajmuje z wyrzutem przemierza kolejne pomieszczenia. Nie ma, nie ma, tak łatwo się nie poddam! Dziś rano słyszę burczenie, co zacz? Burczenie tak głośne, że poderwało mnie na równe nogi. Podnoszę głowę, a tu moja piesica ma rewolucję w brzuchu. Zegarek, 5.15, po omacku szukam ubrań, wkładam ciepłą, puchową kurtkę syna i jazda na spacerek. Też mi pora! Na dworze -20, jak nie lepiej, a ja spaceruję, no może za dużo powiedziane, staram się nie przewrócić na tym lodzie w okolicy domu. Sara zachwycona, radocha na pysku mówi mi, że samopoczucie ma nienajgorsze, myślę sobie, wrócę i padnę jeszcze na chwileczkę, obiecując sobie, że już następnej nocy padnę w sypialni, zamknę drzwi i w końcu porządnie się wyśpię. Wracam, kot patrzy z wyrzutem, ale jestem twarda, mijam go, tylko parę razy głaszcząc po pyszczku. Zdzieram te warstwy ubrań i słyszę, że mojej małpiszonicy znowu rewolucyjne trąby w brzuchu grają arie. No to wzdychając ubieram się ponownie, znów wychodzimy, radocha jest jeszcze większa, upewniam się, że nie grożą mi niekontrolowane "niespodziewajki" ze strony Sary. Jestem w domu. 5.45, nie, no za pół godziny wstaję, to po cholerę ja się będę kładła?

Present Day.

Jest 22.20, poszłabym do tej sypialni, ale P. już śpi, nie chcę zapalać światła, a wczoraj zaczęłam czytać książkę. Bez niej nie zasnę, tak jakoś mnie już wciągnęła. Kiedyś bywało tak, ze zarywałam noce, oczy przy latarce psułam, pod kołdrą zresztą ( to oczywiście cytat z mojej mamy :) ), bo nie potrafiłam rozstać się z bohaterami książki i nie doczytać, co będzie dalej. No, więc zaraz jak tylko skończę tę notkę, poczytam sobie, pewnie padnę w salonie, kołderką okryta. Kot jeszcze śpi! Mam nadzieję, że jeszcze chwilę pozostanie w tym "stanie skupienia". I oby P. nie obudził mnie rano tym światłem, bo trzeciej takiej nocy nie zdzierżę!

Mimo wszystko optymistycznie do życia nastawiona pozdrawia Was autorka tego bloga.


 

5 komentarzy:

  1. No to faktycznie masz spanie w warunkach bojowych! :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Jestes bardzo cierpliwa:) *

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze się dziwię,jak słyszę jaka jestem cierpliwa. Była kiedyś taka sytuacja, kiedy kontrahent wydzierał się na mnie o płatności, co najmniej jakby od księgowych to zależało, wiadomo o tym w firmie decyduje prezes i z nim uzgadnia się pewne rzeczy, no żebym jeszcze była wspólniczką to rozumiem :)Obserwujący to z boku zaprzyjaźniony pan z firmy współpracującej z nami, po wyjściu frustrata orzekł: Ty to masz Agnieszka anielską cierpliwość:) Tak to wyglądało:), ale w środku się gotowałam!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie.Z kotami to już tak jest.Nie dadzą się zignorować.Moja kocica też miewa takie napady i wtedy nie ma zlituj-spanie na czuwanie. :)taka rodzinna codzienność,żeby nie co nocność powiedzieć hahaha...Jeśli chodzi o ilośc kolejnych podobnych nocek z kotem w tle,to zazwyczaj są trzy...potem przerwa do następnej tury...Światło...może kartkę"zamykać szczelnie"? Pozdrawiam z rozespaną obok kocicą :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty jesteś moje Guru od kotów!!! Rzeczywiście kolejna noc była spokojna i kociątko nie rozrabiało!!! No i wyspałam się w końcu!!

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails