2010/03/26

Zwyczajnie nie wierzę...

Wyszłam z domu w cieniutkiej wiosennej kurtce, pod spodem mając tunikę z krótkim rękawem, było mi ciepło, momentami nawet za ciepło. Przyszła wiosna!:)
Jestem po rozmowie z młodym, ja rozumiem ciepło, młodość i tak dalej, ale jak wyszedł o 7 rano do szkoły, tak wrócił do domu o 22!! Nie no ekstra, wprawdzie zameldował,że idzie do Rynku, z kumplami z klasy i był pod telefonem, ale do jasnego gwinta przegiął na maksa!
W związku z tym była dyskusja czyt. opierdziel konkretny i do następnego razu:)(żarcik). Pozdrawiam rodziców nastolatków!!!
P.S. Lekcji nie odpuściłam, więc wstał dziś lekko nieprzytomny.
P.S2. Przed chwilą usłyszałam reklamę jakiejś knajpy, lektor mówił: Jeśli jesteś kobietą i przyjdziesz w spódnicy, za wejście zapłacisz tylko 5 złotych!"-hmmm, ciekawe co na to feministki? Swoją drogą są babeczki, które w portkach emanują seksem trzydzieści razy bardziej od większości w spódnicy, więc..? A pan, który wymyślił tekst ma chyba jakieś problemy ze sobą :D. Proponuję aby kobiety, właścicielki klubów, wypuściły hasło "Panowie, którzy przyjdą w obcisłych portkach, z "nim" w prawej nogawce, za wejście zapłacą tylko 2,50!"

2010/03/23

Tekst jest w całości cytatem, ale warto!!!!

"Autentyczna historia opisana przez jednego z użytkowników na pewnym forum, musiałam się tym podzielić. Andrzej jesteś naszym idolem.
(Uwaga! Pisownia oryginalna bez cenzury.)

Czy ta historia może być prawdziwa?
Posiadam. Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze schroniska, rasy małe kocię. Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to to bez przerwy za mną i trzeszczy - a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy dla samego trzeszczenia, zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę, kopnąć jakąś rzecz, która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech chowa się zdrowo do czasu, aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój wąż, reszta to nie mój problem. Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje się w celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie, wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako że to zawsze lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki nie nastręcza mi to wiele problemów.

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj - niezamykania łazienki, gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego kot robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć. Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za sobą, więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i „myśleć”. Ja jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot, sam dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem na swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby przypomnieć, że trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie zaprogramowane - ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot mógł wejść - taka technologia po prostu. Czasem kot skacze na klamkę, ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa na niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał - a wtedy wiadomo - wąż.

Dobrze więc, uporządkuję: żona - delegacja, ja - praca. Wracam, wchodzę do domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem - ja toaletka, okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni - więc spokojnie wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek wskakuje na kaloryfer, na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie. Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla. Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No ja pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot jest kurwa za duży, żeby przejść tym syfonem. Ale słyszę tylko pizdut - oż kurwa, no to nie mogło mi się zdawać - coś ciężkiego poszło w pion. Kurwa, wszyscy święci w trójcy jedyny Boże, ukazali mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego dopływu królowej polskich rzek.

Lecę kurwa na dół do piwnicy, choć może powinienem od razu do schroniska, zanim wróci moja żona - nie ma wafla, znajdę jakiegoś małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni, może się nie połapie. Ale chuj, najpierw do piwnicy - zbiegam po schodach, słucham - coś drapie w rurze, pion, kawałek płaskiej rury - miauczy - jest, kurwa, żyje i nie poleciał do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie to chuj, przynajmniej będę miał jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko lekko nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot sam wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje.

Znalazłem taki wziernik, gdzie można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici, kici! Ni chuja, nie przyjdzie, wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce iść tam skąd przyszedł, czyli do góry w pion. Ja go wołam, a on do góry drapie. I udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół. No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny. Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem i ni chuja, uparł się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby włożyć rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda - fight fire with fire - ogień zwalczaj ogniem.

Zatkałem tę rurę przy wzierniku deszczułkami, których używam na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z buta na górę do kibla - geberit i woda w dół - bombs gone. I bieg do piwnicy. Po drodze słyszę jak się przewala po rurach - podziałało. Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek - no może z jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać już. Ja pierdolę. Kurwa, gdzie ta rura teraz idzie - coś mi świtnęło, że kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów - może nie wszystko stracone i gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze.

Biegnę na ulicę, jest studzienka - mam nadzieję, że to od mojego domu. Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić. Powrót do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni cholery - najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl! Auto stoi na ulicy - mam pas do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny - poszło, aż zakurzyło. Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie. Smród jak cholera, ale złażę tam - ciemno jak w dupie, rura jest, wygląda, że idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa, mam w aucie, chujowa, ale może starczy. Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije - przywykłem po chwili. Zaglądam i jest, oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka. Kici, kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi, a na dodatek ktoś mi zwali tę pokrywę na łeb i moje problemy się skończą jak nic. Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki, tak by mi nie wpadł głębiej. Zużyłem wszystkie taśmy samoprzylepne, plastry, żeby nie wpadł do głównej nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury, ale słyszę tylko miauczenie i nic nie widzę. Poszedł gdzieś w pizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby nikt się w tę otwartą studzienkę nie wpierdolił, bo na ulicy ciemno. Sąsiad, kurwa, ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc, a teraz chuj złamany stoi i się dopytuje. Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację? Idźżesz w chuj, pacanie.
Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu i pozatykał sobie też wszystkie otwory, bo na początku osiedla była awaria i wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach - a ten baran się przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech ma za swoje.

Wracając do kota - bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko gotowe, więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę. Papierosik i czekam pod studzienką, bo nuż mu się zmieni i wyjdzie dobrowolnie. Kurwa, drugi sąsiad przyszedł - po pięciu minutach następny odmyka wieko, teoria samospełniającej się przepowiedni działa - kurwa, ludzie to są barany. Idę do domu, obie wanny pełne, ognia - spuszczam wodę z wanien i dokładam dwa spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja, to go musi wygonić albo utopić.

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy, a tego skurwiela dalej nie wylało z kąpielą. Kurwa mać, urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to utrzyma tej wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki - w chuj - jak się to gdzieś przytka, to będę miał przejebane. Znowu do domu po drugi pogrzebacz, bo trzeba zamknąć ten pierdolony dekiel. Wchodzę - a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja pierdolę! Jak on kurwa wyszedł, którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy - zostawiłem otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej pościeli. Zajebię. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa mać. Przynajmniej kuleje.

Straty: zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana piwnica, bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała na piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy - poszedł w chuj, latarka - w chuj, pogrzebacz w chuj. Afera na ulicy jak chuj."

2010/03/22

Jest tak.....

Witam Piotra na naszym forum, bo wierzę, że może komentować mu nie wolno, ale czytać chyba mu pozwalają? :)A jakby co, to komentuj we śnie, spoko wszystko przekażę :))
Piotr przyszła wiosna, a mi dziś w pracy padł komputer. Na szczęście w domu maszyna sprawna!
Poznaję teraz mnóstwo ludzi, trafiam na blogi na które wcześniej nie miałam szansy trafić, czytam o Piotrze- dobry człowiek, z poczuciem humoru, przyjaciel, dla każdego miał dobre słowo. Tak było...
Mówią tak" Jaki poniedziałek, taki cały tydzień. No to ja będę miała niezły ubaw. Ponieważ machina padła na nos i podnieść się nie raczyła, postanowiłam choć odrobinę nie zmarnować dnia, więc pomyłam mamine okna i lustrzane drzwi mega szafy, że o lustrach w łazience nie wspomnę, nie będzie mi się mamina przemęczać! Za to ja już jestem nastawiona na cały tydzień sprzątania :)))
Proszę mi się tu nie oczekiwać mega wywodu o jasno określonej tematyce, tym razem nudne bleblanie o dniu codziennym. O tym,że dostałam od Pawła 20 pięknych tulipanów, tak już poza Dniem Kobiet (wow), chyba wiem dlaczego.... czekały na mnie po Twoim pogrzebie Piotr. I jak tu nie kochać takiego faceta? Wiecie kto mnie przytulił gdy płakałam? Bo płakałam Piotr, wiem, ze wolałbyś żebym suszyła zęby, ale spróbuj sobie sam w takiej sytuacji, a nie wymądrzasz się tam z góry.
I jakoś leci, dalej, w końcu i tak wszyscy spotkamy się gdzieś tam.....
W całym tym blogowaniu najlepsze jest to, że człowiek, który czasami myśli, że świat zmierza w stronę zezwierzęcenia, patrzy z przerażeniem, że bez prochów nie ma ekstra zabawy, taki człowiek spotyka nagle mnóstwo ludzi o wyraźnie ukształtowanej wrażliwości i przestaje się martwić, że został już on sam i ta garstka ludzi, których dopuszcza bliżej do siebie.....
I na koniec moje promyczki:

2010/03/16

Kto odczuwa potrzebę....

Może zapalić świeczkę Piotrowi-Kogutowi. Proszę otworzyć podany link:
Epitafium

2010/03/15

To było otwarte forum......Tribute to Piotr.....

Więc Piotr nie będziesz miał nic przeciwko? Taki był gdy go poznałam w sieci. Zachowałam oryginalną pisownię, na forum zazwyczaj nie używaliśmy polskich znaków.....


"To ja moze ni z gruszki, ni z pietruszki wspomne o pewnych pracach recznych;). Pamietam mielismy uszyc fartuszek kuchenny na bazie kwadratu. Mama wykosztowala sie strasznie na ten kwadratowy kawalek kretonu w niebieskie kwiatuszki i trzy metry tasiemki na troczki:))) ( a pro po tasiemek, do tej pory mam fobie dotyczaca tzw "aksamitki" ktora w moich czasach byla obowiazkowym elementem galowego ubranka ucznia echhh. Biala koszulka i ta cho...rna kokardka z aksamitki pod szyja brrr ). Wracajac do fartuszka;) za nic nie szlo mi to szycie, wiec gdy Pani Zadka spytala kto umie obslugiwac maszyne do szycia ( trzy takie maszyny staly w klasie ) natentychmiast sie zglosilem!!! Oczywiscie maszyny obslugiwac nie umialem, ale wyobrazcie sobie uszylem ten fartuszek krecac bocznym kolkiem;))))))nie dotykajac nawet pedalu:)))) 




Z rozpedu nieco opowiem tez historie pewnego wypracowania co w pamieci sie jeszcze kolacze;). W klasie trzeciej chyba zadano nam do domu wypracowanie "O kotku". Zapomnialem o nim calkiem i na lekcji znalazlem sie bez domowej pracy. Pech chcial, ze to mnie wlasnie Pani kazala wypracowanko przeczytac:(. Otworzylem zeszyt i przeczytalem cale zadanie z pustych kartek!!! wymyslajac je napredce;). Wszystko by ok bylo gdyby Pani nie uparla sie oceny w zeszycie akurat postawic. No i wydala sie cala moja improwizacja ;(. :)))))))))






A czy ja cos zlego zrobilem jakiemus koledze hmmm. Biustonosza nie nosilem wiec ten powod wlaczenia agresora jaki Danusia wymienila odpada!!!;). Natmiast mialem niebywala przyjemnosc usunac zabka jedynke koledze stosujacemu wobec mnie terror psychologiczny. Nigdy wczesniej, ani pozniej nie udalo mi sie kamieniem z taka dokladnoscia w cel trafic echhh. A raz to nawet z braku "wrogow" zrobilem krzywde sam sobie;), gdy to rozpedzony do granic mych dzieciecych mozliwosci nie wyhamowalem i potraktowalem z tzw "byka" jedna z tablic naszej szkoly. Ta wyrwala sie z mocujacych hakow i gdy pani weszla, ujzala najpierw chmure kredowego pylu. A gdy ten sie rozwial, rumowisko zobaczyla i mnie powstajacego niczym feniks z popiolow;). Fartuszek osobiscie wytrzepala mi potem mama!!! zapominajac chyba jednak o tym, ze bylem w nim w srodku;)))))))))))))))))) 



W wiekszosci jednak przypadkow bylismy wobec kolegow jak i sprzetow szkolnych nastawieni przyjaznie. Czego nie mozna powiedziec o naszym stosunku do przedstawicieli szkoly nr 102. A mielismy "przyjemnosc" spotykac sie z nimi na lekcjach religii. Szanujac jednak swiete miejsce nasza miedzyszkolna "wojne" rozpoczynalismy dopiero w parku. Tam rozgrywaly sie sceny mozna by powiedziec dantejskie. Jakos znikal w nas duch Nowego Testamentu i zamiast nadstawiac drugi policzek, stosowalismy starotestamentowa zasade - oko za oko. Dla wiadomosci przyszlych pokolen SP 74, choc byla nas garstka bronilismy z zapalem honoru Naszej Szkoly!!!!! mimo iz czlowiek nieraz wracal w strzepach caly, lub skapany w parkowej fontannie ciekl po drodze do domu;)





A propos komunikacji okienno balkonowej. To bodajze w klasie trzeciej po powrocie ze szkoly zastalem chalupke na cztery spusty zamknieta. Tylko lufcik dosc wysoko od strony podworka byl uchylony. Nie patrzac wiec na nic przez tenze lufcik z dosyc duzym trudem wslizgnalem sie do srodeczka. Niestety wyladowalem w barszczu bialym co na parapecie sobie stal. Coz bylo poradzic, kielbase biala spod kredensu wylowilem;)a potem szmata po linoleum ten barszczyk rozprowadzilem nieco. Efekt byl piorunujacy!!!!! Pamietajcie zadna pasta ani zaden z tych nowomodnych specyfikow nie da takiego polysku!!!!!jak barszcz bialy wlasnie;). Niestety niedoceniono mego wynalazku i jak zwykle musialem zmykac przed scierka mamusi:)))))) 


Agnieszka napisał(a):
Ty Piotr to nie dałeś się mamie ponudzić:-D
W porownaniu z kolegami to ja wzor cnot wszelkih bylem i janiolek;) 

PS. A propos nudzenia: na I Komunie u Bonifacego dostalem kolarzowke od mego tatusia. W garniturku jeszcze naszla mnie koniecznosc wielka jej wyprobowania. Poniewaz po podworku sennie sie przechadzaly kolezanki w swych bialych sukienkach, proba odbyc sie miala na pobliskim placu budowy. Tak tez sie stalo, no i wszysko byloby dobrze chyba gdybym... nie wyladowal szczupaczkiem w pewnej beczce smoly echhhh;)))))))). Ot powiedza teraz stary zdurnial i zmysla;) slowo zucha SP74!!!!! ze tak wlasnie bylo:) 
 

Talentow wokalnych to chyba nigdy nie mialem, zreszta choru nie pamietam. Za to rodzice by mnie nieco odchudzic;) zapisali mnie do dzieciecego zespolu baletowego "Balerinka" przy pl.Solnym. Bardzo jednak szybko skonczyly sie me marzenia o zostaniu "Primabaleronkiem";)))))), gdyz na pierwszych zajeciach juz, podczas nauki dygow i uklonow uszkodzilem nieco swoimi lapskami cwiczaca tuz obok wiotka kolezanke:))))))))))  "

2010/03/14

Umarł bloger.....

Umarł i ....o Boże dlaczego? To nie był starszy pan,powinien żyć, tyle radości wniósł w moje życie, poznałam go na forum NK, chodziliśmy do tej samej podstawówki, On trochę wcześniej. Łzy płyną mi z oczu, bo choć nie poznałam Cię osobiście, to czułam jakby tak było. To Tobie wyjawiłam gryzący mnie problem i Ty pomogłeś mi swoimi smsami. Nie napiszesz już do mnie w Sylwestra, nie będę mogła odpisać?
Piotr....dlaczego????
http://kogut-domowy.blog.onet.pl/2,ID402469407,SL402520621,index.html
Nie byłeś Kogutem, byłeś dobrym, pełnym ciepła człowiekiem. Będziesz wnosił radość tam, gdzie poszedłeś. Ucałujesz Mamę za którą tak tęskniłeś. Pozdrów moje babcie i dziadków i nie martw się nie zapomnimy.......

2010/03/09

Oj faceci ugryźcie się czasem w jęzor.....



Nasajmpierw zwierzyna przyszła się przytulać, więc pomyślała sobie Aga,że chce mieć zdjęcie, z psem i kotem wtulonymi jak te pluszowe misie. Poprosiła o uwiecznienie momentu, najpierw On nie włączył lampy, później to zrobił, ale skrzywił się i powiedział jej,że zrobiła głupią minę, (głupia mina w kolejności chronologicznej), więc Aga się obraziła, bo co to kurde jest i sama sobie strzeliła fotki ze zwierzyną.On już jej parę razy na imprezach też krzyczał:Aga, ze niby miny nie takie robi, no dobra Aga może fotogeniczna nie jest, ale przy koleżankach się tak nie robi. I pomyślała, że on chyba dawno Drzyzgi nie oglądał, bo niektóre panie w jej wieku już nie chcą sobie zdjęć robić. I tak obrażona Aga poszła spać! I będzie śniła,że obrzuca go burakami!
P.S. Aga jest w wersji podomkowej, w dresie dziecku na ulicy siary nie robi!
P.s.2 W tle za Agą portret Sary, namalowany przez może 7-mio letniego Maćka, prawda, że podobna?
P.S.3 Patrycjo Aga dostała tulipanki, ale jakie słodkie, a generalnie wywołuję już wiosnę, jajka mi na gałęziach zakwitły, zwiędłe bombki poszły w zapomnienie :))))

P.S.4 Ciągle na nas głosujecie, prawda? :)))

2010/03/08

......... :D, buziaki Kobiety!

- Kochanie, wybieraj, co byś chciała na 8 marca? Brylantową kolię,
futro z norek, willę na Lazurowym Wybrzeżu?
- Kochanie, wszystko, czego pragnę, to wieczoru z Tobą i Twojej
miłości.
- Cięcie! - powiedział reżyser.

* * * * *

2010/03/05

Prywata przez duże "P"

No dobra przyznajcie trochę mnie już znacie, łapówy w życiu nie dałam, wkurza mnie oszustwo, nawet kuzynka niesłusznie pobierająca zasiłki, z naszych podatków kurde, mnie wkurza!
Rzadko proszę o pomoc, generalnie radzę sobie sama.Ale tym razem nie da rady! Spokojnie, Kochani żadnych pieniędzy, zwyczajnie proszę o kliknięcie w banerki, to nic nie kosztuje, a pomoże mi i dwóm świetnym dziewczynom. Bierzemy udział w konkursie i potrzebujemy Waszych głosów! Same już sobie dużo nie naklikamy, a musimy tak do 21 marca zbierać głosy,żeby utrzymać się na liście rankingowej. To jak, możemy na Was liczyć? Codziennie można zagłosować 1-2 razy, nie więcej! Miłych "czytaczy" też proszę!
Pooomożecie?
Obiecuję wklejać wszystkie przemiłe posty skierowane pod Waszym adresem, ode mnie i moich koleżanek! Oj poczytacie sobie, bo to babki pełne niesamowitego poczucia humoru!

Ten jest mój:


Ten Madziuni


A tu Rudej




A za każdy głos serdecznie dziękujemy i ślemy serdeczne uśmiechy! :DDDDDDDDD

2010/03/02

Jak to z kredytem było...

Prawie trzy lata temu stanęliśmy przed koniecznością wyboru kredytu hipotecznego. Cóż zachciało się nam metrażu o jakim nasi rodzice jeszcze jakiś czas temu nie śmieliby marzyć, aby nie narazić się nadmetrażem władzy ludowej, że o byciu prywatnym właścicielem nie wspomnę. Zostawmy nieboszczkę Ludową w spokoju, odeszła w zasłużony niebyt i dobrze!
Tak, zaczęliśmy od wizyty u dumnie brzmiąco, przynajmniej z nazwy DORADCY FINANSOWEGO. Poprosiliśmy o przedstawienie ofert banków obecnych w owym czasie na rynku. Ale...każdemu doradcy wychodziło,że najlepszy jest bank Mill....-wiecie który, prawda? Nie bardzo dowierzałam w tą "najlepszość", więc zaczęłam sama przeglądać oferty i znalazłam co najmniej parę godnych uwagi. W owym czasie, byłam podatna na informacje płynące z reklam kredytów hipotecznych (och, pięknie śpiewała Anna Maria Jopek :D)- swoją droga popatrzcie sobie z łezką w oku na oprocentowanie :D


Wiecie,że prawie się zdecydowałam dla tego singla na to Mill... ! :)
Pewien znany z programu "Europa da się lubić" aktor,Tony Hyyryläinen ryczał do mnie z telewizora jakie to proste z Nordea mieć własny dom! Noż kurka, tak proste, że nie mogłam nie umówić się z doradcą od kredytów hipotecznych!!! Cóż za przyjazny bank! Jakież świetne podejście do klienta i jego potrzeb!!! Jedziemy! Termin ustalony, godzina, a jakże jakaś poranna, 9.00 chyba. Doradca znany nam z imienia i nazwiska, pędzimy na łeb, na szyję, żeby się nie spóźnić, bo jak to wygląda!! Wchodzimy do banku, pytamy o pana X i słyszymy - Jeszcze go nie ma. Ok, czekamy, mamy jeszcze 10 minut do spotkania, pełni jak najlepszych przeczuć- co ta reklama robi z ludźmi :)))).
Czekamy, czekamy....czekamy. Mija pół godziny, pana X ni widu, ni słychu.
Ja jestem grzeczna i cierpliwa, ale strasznie nie lubię jak się mnie lekceważy. Pytam więc, ciągle grzecznie kolegów pana X, czy ma on zamiar pojawić się w pracy? Ależ owszem, jedzie, tylko korki.... Tak, dla nas korki zniknęły akurat na moment przejazdu, bo my mamy własną obstawę, która oczyszcza dla nas trasę, a pan X szaraczek, nie i biedny musi się zmagać z żywiołem!
Przyjechał po bagatelka... 40 minutach, w czasie których czułam się jak w poczekalni u lekarza. Niespecjalnie nawet przepraszał, korki- magiczne słowo w jego mniemaniu załatwiało całą sprawę. Jasne, bo my nie pracujemy i tak dla przyjemności lubimy sobie przesiadywać w poczekalni jakiegoś banku, hobby takie mamy!
Ale nic, zaciskam zęby i zaczynamy rozmowę. Chcę wiedzieć do cholery jaką mamy dla banku zdolność, jakie jest oprocentowanie i inne warunki kredytu, a pan X wyjeżdża mi z tekstem, czy wiem jakie oni miewają problemy z deweloperami, czy nieruchomość ma księgę budowy i odbiory techniczne, bo później różne jaja wychodzą. Panie X nie jestem idiotką, nie kupuję dziury w ziemi,ale stojące już, gotowe do wykończenia mieszkanie, a te pytania to do dewelopera! Jaką ja mam do jasnego gwinta (no w myślach oczywiście te gwinty) dla was wiarygodność i na co mogę liczyć?
A pan X swoje przypadki wyłuszcza, głuchy i ślepy na nasze potrzeby. Po 15 minutach byłam skutecznie zniechęcona:
a) do brania kredytu
b)do kupna mieszkania
c)do Garniturów siedzących we wszystkich bankach świata
d)do niewychowanych, spóźniających się palantów przede wszystkim!
Jak to powiada moja sis, pomyślałam sobie"Do brzegu panowie, do brzegu" poprosiłam o stertę papierów do wypełnienia i zmyliśmy się z tego przyjaznego i bezproblemowego (LOL) banku. Zaraz po wyjściu wykorzystaliśmy pierwszy napotkany kubeł na śmieci, wyrzucając do niego tą stertę papierów od pana X, z wizytówką włącznie.
Tony Ty tak pięknie reklamujesz, a oni wykonują taką krecią robotę, a od niedawna znów ryczysz, że macie najlepsze konto osobiste. Jasne, już Ci wierzę!!!!!:))))

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails