Prawie trzy lata temu stanęliśmy przed koniecznością wyboru kredytu hipotecznego. Cóż zachciało się nam metrażu o jakim nasi rodzice jeszcze jakiś czas temu nie śmieliby marzyć, aby nie narazić się nadmetrażem władzy ludowej, że o byciu prywatnym właścicielem nie wspomnę. Zostawmy nieboszczkę Ludową w spokoju, odeszła w zasłużony niebyt i dobrze!
Tak, zaczęliśmy od wizyty u dumnie brzmiąco, przynajmniej z nazwy DORADCY FINANSOWEGO. Poprosiliśmy o przedstawienie ofert banków obecnych w owym czasie na rynku. Ale...każdemu doradcy wychodziło,że najlepszy jest bank Mill....-wiecie który, prawda? Nie bardzo dowierzałam w tą "najlepszość", więc zaczęłam sama przeglądać oferty i znalazłam co najmniej parę godnych uwagi. W owym czasie, byłam podatna na informacje płynące z reklam kredytów hipotecznych (och, pięknie śpiewała Anna Maria Jopek :D)- swoją droga popatrzcie sobie z łezką w oku na oprocentowanie :D
Wiecie,że prawie się zdecydowałam dla tego singla na to Mill... ! :)
Pewien znany z programu "Europa da się lubić" aktor,Tony Hyyryläinen ryczał do mnie z telewizora jakie to proste z Nordea mieć własny dom! Noż kurka, tak proste, że nie mogłam nie umówić się z doradcą od kredytów hipotecznych!!! Cóż za przyjazny bank! Jakież świetne podejście do klienta i jego potrzeb!!! Jedziemy! Termin ustalony, godzina, a jakże jakaś poranna, 9.00 chyba. Doradca znany nam z imienia i nazwiska, pędzimy na łeb, na szyję, żeby się nie spóźnić, bo jak to wygląda!! Wchodzimy do banku, pytamy o pana X i słyszymy - Jeszcze go nie ma. Ok, czekamy, mamy jeszcze 10 minut do spotkania, pełni jak najlepszych przeczuć- co ta reklama robi z ludźmi :)))).
Czekamy, czekamy....czekamy. Mija pół godziny, pana X ni widu, ni słychu.
Ja jestem grzeczna i cierpliwa, ale strasznie nie lubię jak się mnie lekceważy. Pytam więc, ciągle grzecznie kolegów pana X, czy ma on zamiar pojawić się w pracy? Ależ owszem, jedzie, tylko korki.... Tak, dla nas korki zniknęły akurat na moment przejazdu, bo my mamy własną obstawę, która oczyszcza dla nas trasę, a pan X szaraczek, nie i biedny musi się zmagać z żywiołem!
Przyjechał po bagatelka... 40 minutach, w czasie których czułam się jak w poczekalni u lekarza. Niespecjalnie nawet przepraszał, korki- magiczne słowo w jego mniemaniu załatwiało całą sprawę. Jasne, bo my nie pracujemy i tak dla przyjemności lubimy sobie przesiadywać w poczekalni jakiegoś banku, hobby takie mamy!
Ale nic, zaciskam zęby i zaczynamy rozmowę. Chcę wiedzieć do cholery jaką mamy dla banku zdolność, jakie jest oprocentowanie i inne warunki kredytu, a pan X wyjeżdża mi z tekstem, czy wiem jakie oni miewają problemy z deweloperami, czy nieruchomość ma księgę budowy i odbiory techniczne, bo później różne jaja wychodzą. Panie X nie jestem idiotką, nie kupuję dziury w ziemi,ale stojące już, gotowe do wykończenia mieszkanie, a te pytania to do dewelopera! Jaką ja mam do jasnego gwinta (no w myślach oczywiście te gwinty) dla was wiarygodność i na co mogę liczyć?
A pan X swoje przypadki wyłuszcza, głuchy i ślepy na nasze potrzeby. Po 15 minutach byłam skutecznie zniechęcona:
a) do brania kredytu
b)do kupna mieszkania
c)do Garniturów siedzących we wszystkich bankach świata
d)do niewychowanych, spóźniających się palantów przede wszystkim!
Jak to powiada moja sis, pomyślałam sobie"Do brzegu panowie, do brzegu" poprosiłam o stertę papierów do wypełnienia i zmyliśmy się z tego przyjaznego i bezproblemowego (LOL) banku. Zaraz po wyjściu wykorzystaliśmy pierwszy napotkany kubeł na śmieci, wyrzucając do niego tą stertę papierów od pana X, z wizytówką włącznie.
Tony Ty tak pięknie reklamujesz, a oni wykonują taką krecią robotę, a od niedawna znów ryczysz, że macie najlepsze konto osobiste. Jasne, już Ci wierzę!!!!!:))))
Trochę mnie ten temat dotyczy, bo rok temu rodzice się też starali o kredyt hipoteczny i pamiętam, że Millenium początkowo robił komedie: najpierw zgodził się na taką wycenę, na warunki rodziców, a potem podwyższył wycenę domu, ponoć z powodu "innych opinii biegłych", głupio się przedstawicielowi zrobiło, jak mama powiedziała, że jacuzzi to ona może by i wstawiła, ale nie lubi zapachu chloru :)
OdpowiedzUsuńSpoźnianie się to po prostu olewanie klienta. Kiedyś słyszałam, że oni ( pracownicy, ku temu oddelegowani) przyznają te kredyty, ale jak klient nie płaci to problem też jest tych, którzy przyznali. biorą sie ci wyżej temu, kto kredytu udzielił do tyłka i sprawdzają centymetr po centymetrze gdzie on błąd popełnił. Co przeoczył. Dlatego kupę dziwnych pytań Wam zadawał, które nie były związane z Waszymi oczekiwaniami, a może bardziej z ochroną jego tyłka jakby co****
OdpowiedzUsuńMy temat mamy przerobiony :) W maju/czerwcu szukaliśmy też kredytu hipotecznego - no ale udało się.
OdpowiedzUsuńBraliśmy doradce z Expandera (mila kobieta) a kredyt wzieliśmy w dojcze banku :)
Patrycjo- haha,świetny tekst mamy!
OdpowiedzUsuńAniu ja wszystko rozumiem, ale najpierw chciałam usłyszeć co oferuje bank, a potem mogłabym spełniać jego oczekiwania, jeśli zdecydowałbym się na kredyt w nim. O!
Mamrotko tez się udało! Bank wyszukaliśmy sami i tym momencie moje oprocentowanie wynosi jakież 1,5 coś tam na drugim i trzecim miejscu :), a pani - Doradca od kredytów hipotecznych, klasa babka, miła, uprzejma i pomocna, wiem,za co bierze pieniądze. Pan z Nordea najchętniej zwaliłby na nas swoją robotę i odpowiedzialność za nią !
Aniu tak mi jeszcze przyszło do głowy, ze tak jak piszesz to jest chyba w Providencie-parabanku, lichwiarskiej instytucji. W takiej transakcji obydwie strony podejmują ryzyko! A jeżeli banki obciążają swoich pracowników ryzykiem gospodarczym, to coś nie halo. Tamten pan generalnie był średnio zainteresowany pracą jako taką!
OdpowiedzUsuńTo Ty w reklamy wierzysz ?? Ile Ty masz lat (pytanie retoryczne). Ja jeszcze do dzisiaj swych długów nie spłaciłem a na hasło "kredyt" reaguję jak nietoperz na operową sopranistkę śpiewającą trójkreślne c.
OdpowiedzUsuńI dobrze, że olaliście palanta :> Kurde, ja w razie draki z "lukaska" korzystam i jeszcze mnie nie zawiódł. Wprawdzie nie szło o jakieś wielkie sumy, ale tym bardziej mam do nich zaufanie - skoro z szacunkiem traktują drobniejszych klientów, tym bardziej zważają na innych. Mam wrażenie, że im bardziej szumna "reklamówka", tym większe prezentuje badziewie :>>>>
OdpowiedzUsuńPo tak bezczelnym zagraniu "specjalisty" od kredytów już nigdy w żadnym celu nie poszłabym do takiego banku!
OdpowiedzUsuńNiestety najprzyjemniej jest oglądać reklamy, potem długo, długo nic i dość jeszcze przyjemnie jest zawierać umowę. Najgorsza część to egzekwowanie swoich praw!
Czart no coś Ty, tak ich sprawdzałam, a mam trzydzieści coś tam :),uwaga , uwaga pierwsza w historii odpowiedz na pytanie retoryczne :D
OdpowiedzUsuńLucy draki żadnej nie było, sami sobie wybraliśmy bank i wynegocjowaliśmy warunki, lepsze niż u doradcy.
Iw nigdy moja noga tam nie postanie! :D W sumie ze śmiechem to wspominam, bo rzadko spotykamy takich palantów!
hi ha hou !!!! A ja w tym roku kończę pół setki ;o))
OdpowiedzUsuńKurde, Aguś, jak ja słyszę o tych wszystkich genialnych i idealnych ofertach bankowych, szlag mnie trafia. Wszyscy oferują kredyty, a ludzie mają problem, jak przeżyć miesiąc. Śmiech pusty mnie ogarnia, kiedy w reklamie facet mówi, jak to Amerykanów uczymy oszczędzać - bzdura tak totalna, że nie wiem, czy jest ktoś, kto w nią wierzy :>
OdpowiedzUsuńLucy, a mało naiwnych?
OdpowiedzUsuń